Czymże jest acedia? Przypomina nam o acedii najnowszy numer pisma First Things (artykuł R.R. Reno pt. “Zwalczając demona południa”, str. 93).
Gnuśność duchowa, znużenie, rozpacz, która obezwładnia duchowe zmagania. Inaczej torpor animi, otępienie duszy. Jest to też niedostatek nadziei. Słowo pochodzi z greki i znalazło użytek w pradawnej chrześcijańskiej tradycji monastycznej. Acediajest grzechem. Dotyczyła życia na pustyni, ale dotyczy także nas, ludzi wieku XXI. Reno widzi współczesną acedię w dwóch cechach naszej kultury intelektualnej i moralnej: w ideale “krytycznego dystansu” oraz w typowej dla dzisiejszych czasów mizantropii opatulonej w uprzejmość. Mnie wydaje się, że sprawa jest jeszcze prostsza. Acedia dziś wyraża się w braku nadziei na wyznaczenie granic między Dobrem i Złem oraz w wyrastającej z tej postawy letniości duchowej. Dziś gubimy się w cynizmie, bo kwaśny uśmiech świetnie maskuje przerażenie. Przerażenie zagubionego Dziecka Ilúvatara, które straciło Nadzieję.
Celowo nawiązuję do tolkienowskiego Śródziemia. I nie tylko dlatego, że piszę na Elendilionie. Śpiew mnichów z Wyspy Atos, który płynie z moich głośników (płyta Μετεωρα τα ιερα), towarzyszy bowiem ponownej lekturze wstępu do książki pt. Dzieci Húrina. A tam Christopher Tolkien pisze o melkorycznej acedii. Przynajmniej ja to tak rozumiem. Oto, co znalazłem na stronie 18 tej książki (tłumaczenie Agnieszki Sylwanowicz):
Męką, jaką wymyślił dla Húrina, było “widzenie oczyma Morgotha”. Mój ojciec tak to zdefiniował: ktoś zmuszony do patrzenia na świat poprzez oko Morgotha “widziałby” (lub odbierałby bezpośrednio swym umysłem z umysłu Morgotha) przekonujący i wiarygodny obraz wydarzeń, zniekształcony przez niewyczerpaną złośliwość Morgotha (…).
Pamiętacie baśń Andersena o Kaju i Gerdzie? Kajowi wpadł do oka kawałek diabelskiego lustra i niczego nie umiał dostrzec i ocenić w prawdzie. Zgorzkniały i zły na cały świat dostał się w mroźne uściski Królowej Śniegu. Acedia to takie właśnie “diabelskie szkło kontaktowe” w oku człowieka. Acedia to “patrzenie oczyma Morgotha”.
Dlaczego acedia jest grzechem? Bo przed acedią można się bronić. “Morgoth” nie namówi nas do patrzenia jego oczyma, jeżeli na to nie zezwolimy – jeżeli (posługując się dalej terminologią Śródziemia) nie otworzymy się przez ósanwe-kenta na jego wpływ. Eremici żyjący na pustyni wierzyli, że acedię przynosi Demon Południa. W upale południa, gdy mnich ulegał zmęczeniu i zaczynał czuć, że zobowiązanie do życia w samotności jest błędem, demon acedii podszeptywał rozpaczliwe i usprawiedliwiające myśli.
Gdy zatem przestajemy szukać Prawdy, gdy wydaje nam się, że nie ma Dobra, gdy tracimy nadzieję na Miłość, pomyślmy o acedii. Mistrz Tolkien ostrzega nas przed patrzeniem na świat “oczyma Morgotha”…
P.S. Zbieg okoliczności? Mówią, że w Śródziemiu nie ma przypadków. Zupełnie niezależnie ukazały się ostatnio dwa teksty o “demonie południa”: wspomniany wyżej artykuł w First Things (zapraszam do Empików, cena 20,- zł) i książka Grzegorza Górnego pt. Demon południa,zbiór esejów o “boju o duszę tego świata”.
BEZ SMAKU
Iza Rostworowska. Crux sancta sit mihi lux / Non draco sit mihi dux Vade retro satana / Numquam suade mihi vana Sunt mala quae libas / Ipse venena bibas